Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej i zawarciu Układu Sikorski-Majski w lipcu 1941 r. zgłosił się na ochotnika do służby w tworzonych przez gen. Władysława Andersa Polskich Siłach Zbrojnych w ZSRR. Od stycznia do kwietnia 1942 r. był szefem Wydziału I w Oddziale II Dowództwa Armii Polskiej w ZSRR. W tym okresie poznał Annę Romanowską, sekretarkę gen. Andersa, z którą rok później zawarł związek małżeński. 9.04.1942 r. objął dowodzenie Batalionem „S”, który był tworzony w Jangi-Jul koło Taszkientu z najmłodszych wiekiem żołnierzy jako specjalna jednostka dyspozycyjna. 8.10.1942 r., już po ewakuacji do Iraku, oddział ten został przekształcony w 15 Pułk Kawalerii Pancernej, który pełnił funkcję pułku rozpoznawczego w 5 Kresowej Dywizji Piechoty. 1 grudnia przywrócona została mu nazwa 15 Pułk Ułanów Poznańskich. Rotmistrz Kiedacz obawiał się, że nie podoła kultywowaniu tradycji tak znamienitej formacji. Jak się jednak później okazało, nie tylko sprostał temu zadaniu, lecz doskonale potrafił odnaleźć się w nowych warunkach, w jakich przyszło działać jego pułkowi, którym, tak jak wcześniej Batalionem „S”, dowodził twardą ręką. Był surowy i wymagający zarówno wobec swoich podkomendnych, jak też wobec samego siebie. Dużą uwagę zwracał na przestrzeganie regulaminów. Natychmiast wychwytywał nawet najdrobniejsze niedociągnięcia. W oddziale panowała poznańska, niemal pruska dyscyplina. Pomimo to jego ułani byli do niego ogromnie przywiązani. Jego twarda ręka przeszła do legendy, a podkomendni odpłacili się swojemu dowódcy żurawiejkami, np.:
Lepiej pieszo przejść przez Irak,
Mieć na d… krwawy czyrak,
Lepiej zginąć na dnie sracza,
Niźli służyć u Kiedacza.
Imponujące były zwłaszcza rezultaty jego pracy w Armii Polskiej w ZSRR, gdzie w bardzo trudnych warunkach zorganizował i wyszkolił 600-osobowy elitarny oddział o doskonałych walorach bojowych, czyli wspomniany już Batalion ,,S”.
15 Pułk Ułanów Poznańskich stacjonował kolejno w Iraku, Palestynie, Libanie i Egipcie, gdzie jego żołnierze doskonalili swoje umiejętności. Na przełomie lutego i marca 1944 r., po osiągnięciu sprawności bojowej, Pułk został przetransportowany do Włoch. W kwietniu przeszedł chrzest bojowy w ciężkich, zimowych warunkach, działając w rejonie miejscowości Capracotta (prowincja Isernia). Wówczas okazało się, jak wielkie znaczenie miało długotrwałe i mozolne szkolenie pod okiem tak surowego dowódcy, jakim był rotmistrz Kiedacz. 1 kwietnia 1944 r. został on awansowany do stopnia majora.
Już pod koniec tego miesiąca rozpoczęły się intensywne przygotowania do udziału Pułku w natarciu na Monte Cassino. Przygotowania te uważnie nadzorował jego dowódca. Studiował teren przyszłych walk, prowadził ćwiczenia aplikacyjne, osobiście sprawdzał zajmowane przez żołnierzy pozycje. 15 Pułk Ułanów Poznańskich otrzymał zadanie obrony (za wszelką cenę) wzgórza Monte Castellone o wysokości 771 m n.p.m. Wzgórze to znajdowało się na uboczu głównego natarcia (na prawym ‒ zachodnim skrzydle). Panowały tam jednak ciężkie warunki górskie. Zaopatrzenie docierać mogło tylko na grzbietach mułów. Szczególne trudności sprawiało dostarczanie wody pitnej. Ułani narażeni byli na ciągły ogień nękający artylerii niemieckiej. Major Kiedacz niezbyt przychylnie zapatrywał się na użycie swojej jednostki w działaniach typowych dla piechoty i to w terenie wysokogórskim. Chcąc uchronić Pułk przed niepotrzebnymi stratami od ognia artylerii, wydał rozkaz przechodzenia w czasie dnia na przeciwstok. Na pierwszej linii obrony miała znajdować się dobrze zamaskowana broń maszynowa oraz obserwatorzy artylerii. Kolejnym problemem, któremu musieli sprostać ułani, stała się ewakuacja rannych. Teren był na tyle stromy, że do transportu jednego rannego trzeba było dwunastu ludzi! Major Kiedacz każdej nocy obchodził poszczególne odcinki. Kładł szczególny nacisk na to, aby oficerowie i podoficerowie dbali o właściwe zabezpieczenie swoich placówek. W nocy z 4 na 5.05.1944 r. dwukrotnie otarł się o śmierć, kiedy niedaleko od niego eksplodowały pociski niemieckiej artylerii. Nie zrobiło to na nim jednak większego wrażenia. Opanowanie i zimna krew dowódcy w tak skrajnej sytuacji ogromnie zaimponowały jego ułanom.
11.05.1944 r. oddziały 2 Korpusu przystąpiły do szturmu na Monte Cassino, co spowodowało silną nawałę artyleryjską Niemców na pozycje Pułku. Ułani wystawieni byli na ciągły stres spowodowany ogniem artylerii nieprzyjaciela oraz trudnościami w zaopatrzeniu. Pomimo to duch bojowy w Pułku nie upadł. Dla pokrzepienia serc na grzbietach mułów docierało czasami piwo i świeże gazety. Dużą zasługą majora Kiedacza było zachowanie przez Pułk pełnej zdolności do działania i znacznego potencjału bojowego.
17.05.1944 r. nastąpiło drugie natarcie oddziałów 2 Korpusu na niemiecką Linię Gustawa. W natarciu tym wziął aktywny udział, wydzielony z 15 Pułku Ułanów Poznańskich, szwadron szturmowy. W trakcie akcji szwadronu szturmowego pozostała część Pułku prowadziła szerokie rozpoznanie przedpola na wzgórzu Monte Castellone. 18.05.1944 r. oddziały 2 Korpusu po zaciętej i krwawej walce przełamały umocnienia Linii Gustawa. Wzgórze Monte Cassino, wraz z gruzami zabudowań klasztornych, zostało zajęte. W godzinach popołudniowych 26 maja patrol z 3 szwadronu zajął wzgórze 945 i dalej, z rozkazu dowództwa pułku, Pizzo Corno i Monte Cairo. Był to ostatni akcent bojowy 15 Pułku Ułanów Poznańskich w bitwie o masyw Monte Cassino. Bitwa o Monte Cassino była pierwszym poważnym, związanym z dużym ryzykiem, sprawdzianem bojowym dla 2 Korpusu i działającej w jego szeregach formacji majora Kiedacza.
Ułani poznańscy nie zawiedli pokładanych w nich nadziei. Doskonale wypełniali stawiane przed nimi zadania, pomimo że nie byli formacją szkoloną do walk wysokogórskich. Był to także sprawdzian dla dowódcy Pułku. Na jego barkach w tak ciężkich chwilach, jakimi była obrona Castellone, spoczęło wiele problemów, takich jak zaopatrzenie w amunicję i żywność, jak również odpowiedzialność za to, aby Pułk nie poniósł dużych strat. Poradził sobie znakomicie. Chociaż Pułk znajdował się pod ciągłym ogniem artylerii nieprzyjaciela, brał udział w szeregu akcji patrolowych, a w okresie późniejszym w natarciu, poniesione straty nie były duże. Zabitych i rannych natychmiast ewakuowano z pola walki. Dzięki surowej dyscyplinie w szeregach 15 Pułku Ułanów oraz znakomitemu wyszkoleniu żołnierze potrafili zachować w trakcie natarcia nieprzyjaciela zimną krew i posłuszeństwo dowódcy.
Już 19.06.1944 r. Pułk odszedł na front adriatycki. Przed oddziałami 2 Korpusu postawiono nowe zadanie ‒ opanowanie portu Ankona, niezwykle trudne ze względu na ukształtowanie terenu.
21 czerwca 1944 r. 15 Pułk Ułanów Poznańskich wszedł do akcji w szeregach Oddziału Wydzielonego ,,Rud”. Tej w pełni zmotoryzowanej grupie wyznaczono zadanie rozpoznawcze w kierunku miejscowości Tolentino i Porto di Potenza oraz przeprawy na rzece Chienti. W trakcie prowadzenia rozpoznania nad rzeką major Kiedacz, wielokrotnie dowodząc niewielkimi siłami, atakował placówki nieprzyjaciela, przeprowadzał liczne patrole i wypady. Podnosiło to znacznie ducha bojowego w szeregach Pułku. Jednocześnie był przykładem żywiołowego i iście kawaleryjskiego temperamentu, przesiąkniętego niekiedy zbytnią brawurą i lekkomyślnością. Wielokrotnie brał osobiście udział w akcjach na pierwszej linii, wydawał ułanom dokładne instrukcje co do sposobu prowadzenia walki, a także kierował ogniem moździerzy.
Na początku lipca 1944 r. Pułk prowadził działania rozpoznawcze w kierunku miejscowości Casa Nuova. Całość formacji weszła do akcji 6 lipca. Dowódca Pułku ponownie wykazał się determinacją i odwagą w bezpośredniej walce z nieprzyjacielem. Tego dnia na odcinku natarcia 1 szwadronu osobiście kierował ogniem własnych moździerzy pomimo silnego ataku nieprzyjaciela. Kilka godzin później ze swojego samochodu pancernego Staghound prowadził walkę ogniową z gniazdami karabinów maszynowych nieprzyjaciela. Wkrótce oddziały macierzystej 5 Kresowej Dywizji Piechoty 2 Korpusu przy wsparciu 1 szwadronu Pułku zajęły miejscowość Villa Nouva oraz Palazzo del Canone. Działaniu Pułku przez kilka następnych dni towarzyszyła wzmożona aktywność artylerii nieprzyjaciela. 9 lipca 4 szwadron przeprowadził wypad do miejscowości Casa Nuova. Doszło do intensywnej wymiany ognia. Działanie to spowodowało kontrakcję oddziałów niemieckich. Została ona jednak powstrzymana przez ułanów z 4 szwadronu. Nocą z 10 na 11.07.1944 r. Pułk przemieścił się w rejon miejscowości Santa Paolina. Major Kiedacz osobiście nadzorował zajmowanie nowych stanowisk. Nieprzyjaciel prowadził silny ogień artyleryjski na okolice obsadzone przez Pułk. Nieustannie odpowiadał mu atak polskich moździerzy. Tego dnia Pułk Ułanów Poznańskich był wizytowany przez gen. Władysława Andersa.
Na podstawie rozkazu Naczelnego Wodza z 6.08.1944 r. Zbigniew Kiedacz został awansowany do stopnia podpułkownika. We wniosku napisano: ,,Wybitny dowódca pułku w boju. Zaznaczył wielokrotnie w bitwie swą umiejętność dowodzenia i odwagę. Zasługuje na awans”.
Podczas zasłużonego odpoczynku w Pułku odbyło się spotkanie z oficerem Armii Krajowej, porucznikiem Edmundem Majewskim, który przybył z walczącej Polski. Po wykładzie ppłk Kiedacz, zwracając się do por. Majewskiego, powiedział: ,,Nie wyobrażam sobie, żebym mógł być w AK, bo dla mnie najważniejsze są mundur, dyscyplina, stopień, a tak siedzieć w kawiarni »Europejskiej« czy innej »Ziemiańskiej« po cywilnemu i rozmawiać ze swoim podwładnym, czy ze swoim przełożonym, że niby jesteśmy koledzy lub przypadkowo się spotkaliśmy”. Pogląd taki był typowy dla Kiedacza ‒ służbisty. Por. Majewski stwierdził: „To był oficer z całą pewnością per excellance ‒ oficerski oficer”. Taki stosunek widoczny był również w relacjach z kadrą oficerską pułku. Właściwie Kiedacz nie miał przyjaciół. Zawsze zwracał się do swoich podwładnych służbowo. Funkcja dowódcy powodowała, że był w pewien sposób samotny.
W październiku 1944 r., działając w ramach 5 Kresowej Dywizji Piechoty, 15 Pułk walczył w Apeninie Emiliańskim, biorąc udział w przełamywaniu Linii Gotów. 22.10.1944 r. ułani poznańscy rozpoczęli natarcie. Stało się to w momencie, kiedy główna linia obrony niemieckiej została przełamana przez oddziały własne. Formacja ppłk. Kiedacza otrzymała typowe dla swego charakteru zadanie ‒ działania pościgowe. Równocześnie miała przeprowadzić rozpoznanie drogi, po której nacierać miały główne siły dywizji. Od początku ruchowi pojazdów Pułku towarzyszyły bardzo trudne warunki terenowe. Szczególnie doskwierały rozmyte przez deszcz, błotniste drogi. W meldunku sytuacyjnym datowanym na ten dzień ppłk Kiedacz zwracał szczególną uwagę właśnie na niesprzyjające warunki oraz trudności w podejściu do zniszczonego mostu.
Następnego dnia rano pluton saperów przystąpił energicznie do przygotowania objazdu w Civitella di Romagna, tak, aby mogła po nim przejść część motorowa Pułku. Zasypywano leje po pociskach. Wykonanie zadania utrudniały częste ataki ogniowe artylerii niemieckiej. Wśród ułanów byli ranni. Dowódca Pułku chciał jak najszybszego ukończenia prac. Zależało mu na rychłym wprowadzeniu do akcji części motorowej pułku, a tym samym kontynuowaniu natarcia na Nespoli. W czasie dnia parokrotnie wizytował pracujących ułanów i sprawdzał postępy. Kiedy prace na objeździe zostały zakończone, ppłk Kiedacz zwrócił się do pracujących tam żołnierzy, mówiąc: ,,Ja pierwszy przejadę po nowo zbudowanej drodze”. Po tych słowach sam usiadł za kierownicą. W chwilę po jego odjeździe usłyszano w szybkim odstępie czasu dwa wybuchy. Po chwili poszukiwań znaleziono poszarpane ciało dowódcy, który poniósł śmierć na miejscu. Wypadek spowodowały dwie miny niespotykanego dotychczas typu ułożone na drodze, której budowę rozpoczęli sami Niemcy i do której dochodził świeżo zbudowany objazd.
Śmierć ppłk. Zbigniewa Kiedacza wywołała ogromne poruszenie w 2 Korpusie. Generał Anders ogromnie przeżył odejście tak bliskiego sobie oficera, z którym wiele razem przeszli w trakcie swojej żołnierskiej drogi, począwszy od 1.09.1939 r. Okres wspólnej poniewierki wytworzył między nimi silną wieź, zrodzoną w ogniu walki. 24.10.1944 r. ciało ppłk. Kiedacza pochowano na cmentarzu w Santa Sofia. Później zostało ono przeniesione na polski cmentarz wojenny w Bolonii.
Ppłk Kiedacz ponad wszelką wątpliwość udowodnił swoim życiem i czynami wojennymi, że był wybitnym dowódcą: zdolnym, ambitnym, pracowitym, pełnym zapału do czynów, brawurowym. Brawura ta czasami przeradzała się w lekkomyślność. Swój zmysł dowodzenia i talent potrafił doskonale wykorzystać, stojąc na czele 15. Pułku Ułanów Poznańskich. Teza ta znajduje potwierdzenie w wielu opiniach jego przełożonych, podwładnych oraz ludzi, którzy go znali. W trakcie swej oficerskiej kariery od przełożonych zawsze otrzymywał oceny bardzo dobre i celujące, co przy jego uporze, zawziętości, wielkiej ambicji i kawaleryjskiej osobowości dawało iście wybuchową mieszankę. Dowiódł również, że był nie tylko urodzonym oficerem kawalerii, ale i dowódcą z powołania. W 2 Korpusie był w latach 1943-1944 najmłodszym dowódcą pułku.
Legenda ppłk. Kiedacza narodziła się jeszcze za jego życia. Takie wyczyny, jak: przepłynięcie konno Wisły, wyprowadzenie spod ognia artylerii nieprzyjaciela ciężarówki załadowanej benzyną czy wreszcie dowodzenie Batalionem ,,S” i 15 Pułkiem Ułanów Poznańskich wpływały na kształtowanie się opinii o nim jako oficerze i dowódcy. Legenda ta pomimo upływu czasu ciągle pozostaje żywa. Za jego dowództwa Pułk przekształcił się w oddział w pełni zmotoryzowany. Potrafił ze swoich młodych ułanów wykrzesać w walce i służbie to, co w nich było najlepsze. Pamięć o ppłk. Kiedaczu kultywowana jest przez jego ułanów, ich rodziny i organizacje kombatanckie. Ta postać w pełni zasługuje, aby pamięć o nim samym i o jego czynach przetrwała dla potomnych.
W kruchcie kościoła pw. św. Michała w Poznaniu znajduje się odsłonięta w 1986 r. tablica upamiętniająca ppłk. Zbigniewa Kiedacza. W kwietniu 2015 r. pamiątkową tablicę poświęconą ppłk Kiedaczowi odsłonił polsko-włoskie delegacje także w miejscu jego śmierci – w Santa Sofia.
|